
"Suk suk" to film o mężczyznach, którzy w jesieni życia nieoczekiwanie zaczynają budować związek, pełen czułości i wzajemnego zrozumienia. To jednocześnie pięknie sfilmowana historia miłosna i opowieść o zmieniających się pokoleniach, przemianach obyczajowych, które bardzo bezpośrednio wpływają na życie bohaterów. Trudno również nie zauważyć, że może to być ostatni moment na otwarte opowiadanie takich historii: dla chińskiej cenzury, która swoim zasięgiem zaczyna już obejmować komercyjne produkcje z Hongkongu, temat homoseksualizmu pozostaje tabu. Dokładnie tego obawiał się Wong Kar-wai, reżyserując w 1997 (roku przejścia Hongkongu pod chińskie zarządzanie) film "Happy Together". Nawiązujący do tradycji hongkońskiego melodramatu "Suk suk" miał swoją premierę na 70. Berlinale, od tego czasu podbijając serca widzów i krytyków na całym świecie, co znalazło odzwierciedlenie w deszczu branżowych nagród.
Daniel Oklesiński: Twój film opowiada o miłości między dwoma starszymi homoseksualnymi mężczyznami. To strona społeczności LGBT+ jest niezwykle rzadko pokazywana w mediach. Co Cię zainspirowało do podjęcia tego tematu?
Ray Yeung: Zaczęło się od książki „Opowieści starszych gejów z Hongkongu” Travisa Shiu Ki-konga. Jest to zbiór dwunastu wywiadów. Po jej przeczytaniu pomyślałem, że nie dość, że te historie są bardzo interesujące, to nigdy wcześniej nie widziałem nic takiego na ekranie. Zwróciłem się do autora z prośbą, czy mógłbym spotkać się z wybranymi rozmówcami. Powiedział mi wtedy, że niektórzy z nich już odeszli. Wtedy poczułem że trzeba się spieszyć z opowiadaniem tych historii. Jeśli ja nie dam tym ludziom głosu, to możliwe, że nikt go już nie usłyszy. Zacząłem się z nimi spotykać, jedliśmy razem kolację, a ja słuchałem ich historii. A potem zacząłem pisać scenariusz, ale nie w oparciu o pojedynczą, konkretną opowieść. Łączyłem i mieszałem fragmenty ich historii, ich doświadczeń. Zwracałem szczególną uwagę na to, jak oni sami postrzegają siebie i swoją orientację, jak myślą o swojej tożsamości – kiedyś i teraz. Tkając tak opowieść, uderzyło mnie, że większość z nich jest dość smutna. Postanowiłem więc dodać romantyczny wątek, aby dodać jakąś nadzieję i jakiś kontrast między tym co mają, a tym co mogliby mieć.
Dużo się teraz mówi, że queerowe historie powinni być przede wszystkim opowiadane przez queerowe osoby. Czy zastanawiałeś się nad tym kompletując obsadę i ekipę filmu? Czy takie podejście jest w ogóle możliwe do zrealizowania w Hongkongu?
Myślę, że to bardzo, bardzo trudne, szczególnie ze względu na przedział wiekowy postaci. Kiedy robiłem casting do tego filmu, chciałem obsadzić aktorów w wieku od 65 do 70 lat. Większość w zasadzie od razu odmówiła, a ci, którzy byli zainteresowani,stawiali warunki: nie będzie trzymać się za ręce, nie będzie całować innego mężczyzny, nie zdejmie koszulki. Nie interesowali mnie tacy aktorzy. Jak więc widzisz, samo znalezienia chętnych aktorów było bardzo trudne. W tej chwili w Hongkongu osoby queerowe z tej grupy wiekowej raczej nie chcą się ujawniać. Jest kilku wyoutowanych aktorów, ale są zdecydowanie młodsi, mają po 30, 40 lat. Nie nadawali się do tej historii. Oczywiście, popieram ogólną zasadę, ponieważ jest tak mało dostępnych ról queerowych dla aktorów, ale w tym przypadku to było praktycznie niemożliwe.

Co było największą trudnością w procesie realizacji filmu? Czy właśnie znalezienie obsady?
Sam proces castingu był trudny, bo trwał ponad rok. W pewnym momencie zacząłem wątpić czy film w ogóle powstanie. Z Benem Yuenem, który gra główną rolę, musiałem spotkać się w Tajwanie. Poza znalezieniem odtwórców głównych ról, kolejnym problemem było finansowanie. Nie dość że jest to film LGBT, co już w samo sobie utrudnia sprawę, to jeszcze opowiada o starszych ludziach. Ciągle słyszałem, że nikt nie chce oglądać filmów o bohaterach w tym wieku. Na początku skierowaliśmy się do rządowej instytucji, Hongkońskiego Funduszu Filmowego, ale stwierdzono, że projekt nie jest wystarczająco komercyjny i zupełnie nam odmówiono. Dałem więc scenariusz Stanleyowi Kwanowi – to znany wyoutowany reżyser hongkoński – który zainteresował się projektem i obiecał znaleźć fundusze.Jeździliśmy do Chin, Tajwanu szukając pieniędzy, ale bez skutku. W końcu zdecydowaliśmy się na crowdfunding. Odbyliśmy wiele otwartych prób czytanych. Inną strategią była próba przyciągnięcia wielkiej gwiazdy, ale to się oczywiście nie udało.
Zmieniając temat, jeden z Twoich bohaterów jest gejem i religijną osobą. W Polsce, mimo działań fundacji takich jak „Wiara i Tęcza”, panuje przekonanie, że nie da się połączyć tych dwóch sfer. Hierarchowie Kościoła podsycają wrogość względem osób LGBT. Jak wygląda sytuacja pod tym względem w Hongkongu?
Gdy robiłem research do filmu, spotkałem się z wieloma starszymi gejami, sporo z nich ma religijne doświadczenia. Dopytywałem się: czy czujecie się akceptowani przez kościół? I odpowiadali mi w typowo hongkoński sposób, że, cóż, wybierają sobie te fragmenty, które są dla nich przydatne, które im pomagają, a resztę ignorują. To pokazuje, że jeśli jesteś gejem, nawet jeśli jakaś religia przynosi ci ukojenie, to ciągle masz przed sobą barierę. To jest enigma. To jest wolność, której my, jako osoby nieheteronormatywne, nie mamy. Wolność, żeby wybrać religię, która daje ci spokój ducha i nie zastanawiać się czy ta religia cię akceptuje.

A jak film został odebrany przez hongkońską publiczność?
Zdobyliśmy wiele nominacji i nagród. Film został bardzo dobrze przyjęty przez krytyków w Hongkongu. To podniosło jego rangę i pozwoliło mu się przebić do mainstreamu. W premierowym tygodniu był wyświetlany w sześćdziesięciu kinach, co jest dość przełomowe, jak na taki temat. Wiele heteroseksualnych par mówiło mi, że to pierwszy film LGBT jaki oglądali w życiu. Udało się więc tym filmem stworzyć most między różnymi bańkami społeczeństwa. Jednakże, to powiedziawszy, jak na ilość kin, w których grany był film, jego wyniki są tylko… w porządku. Nie są fantastyczne. To pokazuje stygmę, z jaką wciąż mamy do czynienia..
W takim razie, jaką przyszłość widzisz dla siebie i queerowej kinematografii w Hongkongu?
Przyszłość? Nie wiem. Przede wszystkim jestem ciekawy, czy uda mi się łatwiej zdobyć fundusze, czy znów trzeba będzie powtórzyć całą gonitwę. Co interesujące, w Hongkongu rośnie zainteresowanie małymi filmami, o kulturach lokalnych, mikrospołecznościach. Jeszcze dekadę temu kino było przede wszystkim gatunkowe, bardzo komercyjne. Teraz przemysł filmowy próbuje szukać innego typu historii. Wydaje mi się, że w ostatnich dwóch latach właśnie te mniejsze narracje zaczęły się przebijać. Więc kiedy myślę o tutejszym kinie, może właśnie to jest dla niego droga? Filmy odnoszące się do ludzkich problemów, opowiadające o mniejszościach. Może w następnych latach doczekamy się więcej takich produkcji z Hongkongu.
Z reżyserem rozmawiał Daniel Oklesiński, krytyk filmowy, dziennikarz magazynu Replika.
Film będzie można zobaczyć w czasie 14. Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków w dniach 25.11-06.12.2020 na platformie Pięć Smaków Online.
